Próbowałem przekonać Lorien,ale chyba mi nie wierzyła. No trudno.
-Mam ważniejsze sprawy do załatwienia.- warknęła i odeszła
Taro zabawił się moim kosztem... Bywa. Szedłem wściekły przez las. Nie patrzyłem przed siebie tylko na swoje łapy.
Usłyszałem szelest liści gdzieś za mną. Odwróciłem się a zza krzaków wypadł jakiś wilk. Miałem ochotę uciec, nie chcę
kolejnych kłopotów, ale niestety postać zbliżała się do mnie.
-Cześć.- powiedziała z uśmiechem
-Hej.- burknąłem- Jesteś z watahy?-
-Zgadza się. Frisket jestem.- zaśmiała się
Trochę poprawił mi się humor.
-Wind.-
Frisket?
sobota, 25 lipca 2015
wtorek, 21 lipca 2015
Od Taro CD Wind
Choler*! By się pospieszył! I po co wogóle odbiegł? Żeby ozostawić mnie, by coś mnie tu dorwało, rzecz jasna. I etraz tu umrę, jak ten kurdupel! Poczułem, że cały staje w ogniu, który pałał nienawiścią z całego mojego ciała. Ogień wspiął się, aż w końcu mógł go widzieć każdy z odległości nawet jednej mili. Nie miałem pojęcia że tak umiem, ale abnrdzo mi się to spodobało, więc utrzymałem to jsk najdłużej. Nagle zauważyłem, że moje okropnie bolące rany, któe już mnie nie bolały, zniknęły, nie pozostało po nich śladu. Jakby nigdy nie istniały. Nagle zobaczyłem w oddali Winda, oraz jeszcze dalej moją ukochaną Lorien. Podeszłem do nich, powoli, a kiedy ten przeklęty Wind dobiegł do mnie, stanął jak zamurowany.
- Co... Jak... Eee... - jęknął, widząc, iż mi nic nie jest, i że zniknął mój piękny ogień.
- Wind! Robiłeś sobie ze mnie żarty! Taro wcale nie jest ranny. - warknęła Lorien, i poszła sobie. Hahaha! Wind został upokorzony, mua ha ha ha ha.
- Ty... - warknął do mnie, po czym poszedł za Lorien, by jej wszystko wytłumaczyć.
Wind?
- Co... Jak... Eee... - jęknął, widząc, iż mi nic nie jest, i że zniknął mój piękny ogień.
- Wind! Robiłeś sobie ze mnie żarty! Taro wcale nie jest ranny. - warknęła Lorien, i poszła sobie. Hahaha! Wind został upokorzony, mua ha ha ha ha.
- Ty... - warknął do mnie, po czym poszedł za Lorien, by jej wszystko wytłumaczyć.
Wind?
Wyniki ankiety
Ogłosze wam teraz wyniki ankiety, które pewnie już widzieliście. Misterem lata został Taro, a miss lata Quinn.
Od WInda Cd Taro
Patrzyłem na Taro,lekko rozkojarzony. Dopiero po chwili dotarło do mnie,
że on zaraz wykrwawi się na śmierć. Jeśli by się tak stało...Nawet nie
chcę o tym myśleć. Może i nie darzyłem go sympatią,ale nie mogę pozwolić
żeby umarł.
-Będziesz tak stał i się na mnie gapił?- prychnął zirytowany
-Oj uwierz mi, że chciałbym.- warknąłem
Nie wiedziałem co robić, nie miałem przy sobie żadnych bandaży czy czegoś w tym rodzaju.
"Najlepiej jeśli przyprowadzę tu Lorien."
-Zaczekaj, nigdzie się nie ruszaj.-
-Hahaha. Bardzo śmieszne.-
Użyłem mocy super szybkości. Szybko znalazłem wilczycę i wyjaśniłem jej co się stało.
Taro?
-Będziesz tak stał i się na mnie gapił?- prychnął zirytowany
-Oj uwierz mi, że chciałbym.- warknąłem
Nie wiedziałem co robić, nie miałem przy sobie żadnych bandaży czy czegoś w tym rodzaju.
"Najlepiej jeśli przyprowadzę tu Lorien."
-Zaczekaj, nigdzie się nie ruszaj.-
-Hahaha. Bardzo śmieszne.-
Użyłem mocy super szybkości. Szybko znalazłem wilczycę i wyjaśniłem jej co się stało.
Taro?
piątek, 17 lipca 2015
Ankiety
No dobra. Połowa konkursu skończona, a więc teraz robimy ankiety, które pojawią się zaraz. Jakie wilki się do nich dostaną? Zaraz zobaczycie. Mam nadzieje, że każdy pamięta nagrody - jeśli nie, to mozna zajrzeć w post "konkurs" - a nagrody są niezłe.
Sasha.
Sasha.
Od Taro CD Wind
Wiedziałem, że Wind będzie o mnie bardzo źle myślał. I co mi z tego. Nie polubiłem go. Jednak poszłem podsłuchać jego rozmowę. Usłyszałem rozmowę z Siris:
- Nie wiem, czemu mamy go w watasze. - warknął Wind.
- Musimy... Lorien byłaby zrozpaczona... Najpierw Kaito, a teraz miałby być Taro? Zrób to dla niej... - powiedziała łagodnie Siris. A więc Wind chce mnie wyrzucić z watahy? Ah tak? I tak mu się nie uda.
- Wiem, wiem... - warknął Wind. Usłyszałem kroki, i ten wyszedł. Nie zobaczył mnie, w porę schowałem się w krzaki, gdzie się nieźle podrapałem. Były to krzaki róży. Wyjdę z nich cały podrapany. Au... Ale no co. Wolałbym, by Wind mnie nie zobaczył. Ale i tak by ze mną nie wygrał. A więc wyszłem. Winda nie było na horyzoncie. Obejrzałem siebie. Na szczęście nie byłem za bardzo podrapany. Postanowiłem wspiąć się na drzewo i zasnąć.
- Kra! Kra! Kra! - obudziło mnie głośne krakanie. Z zaskoczenia spadłem, wprost w krzaki róży. Tym razem zrobiłem sobie niezłą ranę na boku.
- Przeklęte ptaszysko! Przez ciebie nie będe mógł chodzić przez tydzień! - rzuciłem pod adresem ptaka, który odfrunął. Przeklęty ptak. Auć... Dobra, bolało. Krwawiłem obficie. Jeśli szybko czegoś z tym nie zrobię... Nie, no pięknie! Zaczęło padać. Szybko zamieniło się w to ulewę, której nie widziałem od lat. Okropność. Na szczęście niedaleko była pusta jaskinia. Powlokłem się tam, i zostawiając za sobą ślad z krwi, dotarłem, przemoczony do suchej nitki. Jednak... O kurw*. Nie byłem sam w tej jaskini. Za mną usłyszałem warczenie. Obruciłem sie powoli, starając nie wzbudzać strachu lub złości istoty, która jest za mną, i zobaczyłem niedźwiedzia. Rzuciłem się do ucieczki, bo co innego miałem zrobić? Niedźwiedź ruszył za mną, i mnie doganiał. Nie łatwo było biec z raną, i to w deszczu, przez kałuże, któe zrobiły się dość duże. Nagle zobaczyłem mały przesmyk przez góry, gdzie niedźwiedź się nie zmieści. Byłem uratowany! Wturlałem się między przesmyk, co okazało się błędem. Było tu pełno ostrych kamieni, na które się nadziałem. Au, mój biedny bok... Już prawie wykrawiłem. O kurcze. Jeśli szybko z tym czegoś nie zrobię - nie miałem do tego miejsca, ani materiałów - to wykrawię na śmierć. Brakowało mi tylko jednego - ujżeć przed sobą... Winda, którego właśnie me niesczęsne oczy ujrzały. Ja to mam pecha...
Wind? (Następne opo nadejdzie jutro, jestem zmęczony...)
- Nie wiem, czemu mamy go w watasze. - warknął Wind.
- Musimy... Lorien byłaby zrozpaczona... Najpierw Kaito, a teraz miałby być Taro? Zrób to dla niej... - powiedziała łagodnie Siris. A więc Wind chce mnie wyrzucić z watahy? Ah tak? I tak mu się nie uda.
- Wiem, wiem... - warknął Wind. Usłyszałem kroki, i ten wyszedł. Nie zobaczył mnie, w porę schowałem się w krzaki, gdzie się nieźle podrapałem. Były to krzaki róży. Wyjdę z nich cały podrapany. Au... Ale no co. Wolałbym, by Wind mnie nie zobaczył. Ale i tak by ze mną nie wygrał. A więc wyszłem. Winda nie było na horyzoncie. Obejrzałem siebie. Na szczęście nie byłem za bardzo podrapany. Postanowiłem wspiąć się na drzewo i zasnąć.
- Kra! Kra! Kra! - obudziło mnie głośne krakanie. Z zaskoczenia spadłem, wprost w krzaki róży. Tym razem zrobiłem sobie niezłą ranę na boku.
- Przeklęte ptaszysko! Przez ciebie nie będe mógł chodzić przez tydzień! - rzuciłem pod adresem ptaka, który odfrunął. Przeklęty ptak. Auć... Dobra, bolało. Krwawiłem obficie. Jeśli szybko czegoś z tym nie zrobię... Nie, no pięknie! Zaczęło padać. Szybko zamieniło się w to ulewę, której nie widziałem od lat. Okropność. Na szczęście niedaleko była pusta jaskinia. Powlokłem się tam, i zostawiając za sobą ślad z krwi, dotarłem, przemoczony do suchej nitki. Jednak... O kurw*. Nie byłem sam w tej jaskini. Za mną usłyszałem warczenie. Obruciłem sie powoli, starając nie wzbudzać strachu lub złości istoty, która jest za mną, i zobaczyłem niedźwiedzia. Rzuciłem się do ucieczki, bo co innego miałem zrobić? Niedźwiedź ruszył za mną, i mnie doganiał. Nie łatwo było biec z raną, i to w deszczu, przez kałuże, któe zrobiły się dość duże. Nagle zobaczyłem mały przesmyk przez góry, gdzie niedźwiedź się nie zmieści. Byłem uratowany! Wturlałem się między przesmyk, co okazało się błędem. Było tu pełno ostrych kamieni, na które się nadziałem. Au, mój biedny bok... Już prawie wykrawiłem. O kurcze. Jeśli szybko z tym czegoś nie zrobię - nie miałem do tego miejsca, ani materiałów - to wykrawię na śmierć. Brakowało mi tylko jednego - ujżeć przed sobą... Winda, którego właśnie me niesczęsne oczy ujrzały. Ja to mam pecha...
Wind? (Następne opo nadejdzie jutro, jestem zmęczony...)
Od Winda CD Taro
-No cóż, może tobie.- mruknąłem poirytowany
Posłał mi wkurzone spojrzenie.
-Jasne, zawsze tylko mi się nie podoba.-
-Gdybyś tylko próbował się zabawić...-
-Chyba nie wiesz co to zabawa.- warknął agresywnie
-Koleś, ogarnij się. Zostałeś zaproszony tylko ze względu na Lorien. Więc nie zmuszaj mnie żebym zmasakrował ci pysk.-
-No dawaj, czekam.-
Warknąłem parę razy,ale w końcu odszedłem.
-Jeszcze wrócimy do tego tematu.- burknąłem na pożegnanie
Nie miałem ochoty dalej prowadzić tej konwersacji. Co Lorien w nim lubiła, tego nie wiedziałem,ale jedno było pewne- nie zaprzyjaźnię się z tym kolesiem. Trudno. Wróciłem do jaskini gdzie czekała na mnie Siris.
-Hej.- dała mi buziaka w policzek
-Hej.- odparłem niechętnie
-Co jest?-
-Eh... Małe starcie słowne z Taro.-
Taro?
Od Taro CD Wind
Widziałem, że Wind już się nie stresuje. Szkoda. Wielka szkoda, doprawdy... Rozejżałem się znudzonym wzrokiem po sali. Muzyka była za głośna, uszy mnie już bolały. Myślę, że zaraz bębenki mi pękną. Ogólnie w sali panowała nużąca radość, której niecierpię. Lorien bawiła się dobrze, widziałem na jej pysku uśmiech. Tańcowała z jakimś innym basiorem, którego wogóle nie znam, i zaczynało mi to działać na nerwy. Od początku wogóle na mnie nie spojrzała, nie obdarzyła najmniejszym spojrzeniem. Czyżby zapomniała o swoim partnerze, mnie? Wogóle wszystko było takie... Nużące, irytujące. Nawet jedzenie nie było dobre. Mięso było przyprawione nieznanymi mi przyprawami, które śmierdziały po całej sali, i były jakieś owoce, polane sosem. Wilki nie jedzą owocow, a napewno nie w sosie! Kto wpadł na tak głupi pomysł, by dać wilkom do jedzenia owoce!? Postanowiłem więc, że spadam. Nie było tu nic do roboty, a ten cholern* ślub miał jeszcze trwać trzy godziny. Rzuciłem ostatnie zirytowane spojrzenie na Lorien, która teraz tańcowała z Windem(widocznie były jakieś zmiany) ale to spojrzenie okazało się błędem. Ponieważ iż byłem tuż przy wyjściu, musiałem obrócić głowę w tył. A w tym czasie jakaś nieznana mi wadera zaszła mnie do przodu, i bez mojej zgody wzięła mnie za partnera do tańca. Kur**! Rzuciłem jej zirytowane spojrzenie, a ona jakby go nie zauważyła. Głupia istota! Teraz zauważyłem, że co chwilę zmienia się partnerów to tańca. O cholerk*. W życiu się z tego nie wyrwę. Głupi ja, po co zwlekałem z odejściem? Ale nareszcie, na moje szczęście, wesele się skończyło. Następne nieszczęście, przy wyjściu spotkałem Winda.
- I jak było, Taro? - spytał z uśmiechem szczęścia na twarzy. O kur**, jak mi się chciało zmyć ten słodki uśmiech z jego twarzy, jednym uderzeniem w pysk...
- Źle. - warknąłem, powstrzymując się od zaczęcia walki.
- A co ci się nie podobało? - spytał zmartwiony wilk.
- Wszystko! - znowu warknąłem. A bo co mi zrobi? Wygrałbym z nim w walce. Gdyby zaatakował mnie ogniem - ogień mi nie szkodzi. Wręcz za nim przepadam. Gdyby zaatakował mnie czymś innym - ogień mnie obroni. Wtedy będzie bezbronny, a ja poślę w niego kule z ognia. Piękny plan, piękny. A gdyby mnie zaatakował fizycznie - nie wygląda na silnego. Za to ja? Ja zawsze wygrywam w takich walkach.
Wind?
- I jak było, Taro? - spytał z uśmiechem szczęścia na twarzy. O kur**, jak mi się chciało zmyć ten słodki uśmiech z jego twarzy, jednym uderzeniem w pysk...
- Źle. - warknąłem, powstrzymując się od zaczęcia walki.
- A co ci się nie podobało? - spytał zmartwiony wilk.
- Wszystko! - znowu warknąłem. A bo co mi zrobi? Wygrałbym z nim w walce. Gdyby zaatakował mnie ogniem - ogień mi nie szkodzi. Wręcz za nim przepadam. Gdyby zaatakował mnie czymś innym - ogień mnie obroni. Wtedy będzie bezbronny, a ja poślę w niego kule z ognia. Piękny plan, piękny. A gdyby mnie zaatakował fizycznie - nie wygląda na silnego. Za to ja? Ja zawsze wygrywam w takich walkach.
Wind?
Od Winda CD Taro
Pfff... Mój stres okazał się zupełnie niepotrzebny. Przez pierwszą połowę byłem w stresie, ale później się rozluźniłem. W końcu ksiądz skończył i mogłem pocałować Siris. Było cudownie, czułem się świetnie. Zapomniałem zupełnie o mojej rozmowie z basiorem, przed ceremonią. Byłem tak bardzo szczęśliwy, Siris również. Później wszyscy goście oraz my udali się na wesele. Tańczyłem, bawiłem się, panowała miła atmosfera. Tylko Taro stał w kącie i patrzył na mnie ze złośliwym uśmiechem.
Taro?
Od Taro CD Wind
- Witaj Taro. - powiedział Wind. Z jego głosu, z jego wyrazu pyska, z jego postawy, wynikało, że bardzo się stresuje. Aż się prawie złośliwie uśmiechnąłem. Tak miło to wyglądało, gdy ta istota się stresowała. Hah. Jaki ja zły.
- Cześć. - burknąłem, po długiej chwili ciszy, i stresu dla Winda. Ah tak, zły ja. Uwielbiam stresować wilki. Haha. Tym razem uśmiechnąłem się złośliwie, ale pod nosem. Wolałbym, by WInd teraz nie zwiał. Albo może i bym wolał... Byłoby to... Fascynujące. Tak, fascynujące. Ale zdecydowałem się do tego nie doprowadzić. No niestety.
- Yhh... Co cię tu sprowadza? Nie mam za dużo czasu... - mruknął Wind, spoglądając na towarzystwo, które już niecierpliwie czekało. Hmmm, dam mu zastanawiać się nad tym przez cały ślub, by był jeszcze bardziej zestresowany.
- Skoro tak ci się śpieszy, to idź tam, i zastanawiaj się nad tym podczas całego ślubu. - uśmiechnąłem się złośliwie. Wind, któy nie miał wyboru, odszedł. Ja zaś usiadłem w trzecim rzędzie, i patrzyłem. Prawie zasnąłem. Jakie to było nudne, choler*, żałuje, że przyszłem... Cały czas patrzył na mnie Wind, biedak.
Wind?
- Cześć. - burknąłem, po długiej chwili ciszy, i stresu dla Winda. Ah tak, zły ja. Uwielbiam stresować wilki. Haha. Tym razem uśmiechnąłem się złośliwie, ale pod nosem. Wolałbym, by WInd teraz nie zwiał. Albo może i bym wolał... Byłoby to... Fascynujące. Tak, fascynujące. Ale zdecydowałem się do tego nie doprowadzić. No niestety.
- Yhh... Co cię tu sprowadza? Nie mam za dużo czasu... - mruknął Wind, spoglądając na towarzystwo, które już niecierpliwie czekało. Hmmm, dam mu zastanawiać się nad tym przez cały ślub, by był jeszcze bardziej zestresowany.
- Skoro tak ci się śpieszy, to idź tam, i zastanawiaj się nad tym podczas całego ślubu. - uśmiechnąłem się złośliwie. Wind, któy nie miał wyboru, odszedł. Ja zaś usiadłem w trzecim rzędzie, i patrzyłem. Prawie zasnąłem. Jakie to było nudne, choler*, żałuje, że przyszłem... Cały czas patrzył na mnie Wind, biedak.
Wind?
Od Winda CD Taro
Wszyscy byli zaproszeni, więc pozostały już tylko ostatnie przygotowania. Miałem lekkiego stresa przed dniem ślubu.
-Tato, wszystko będzie dobrze.- mruknęła radośnie Amy
-Wiem.- uśmiechnąłem się
Ceremonia miała się zacząć za chwilę. Nagle podszedł do mnie Taro.
Taro?
czwartek, 16 lipca 2015
Od Quinn cd. Thorne'a
Śmiało szłam na przód, choć łapa nadal bolała. Starałam się o nim nie
myśleć. Miałam nadzieję, że wówczas będę odczuwać go o wiele mniej
dotkliwie. Milczałam. Nie chciałam wdawać się w zbędne dyskusje, mimo iż
wiedziałam, że to niezbyt grzeczne. Liczyło się zdrowie Thei. Po chwili
byliśmy już w watasze. Kręciło się tu mnóstwo wilków. Podeszłam do
jednego z nich.
- Przepraszam, nie wiesz, gdzie mogę tu znaleźć medyka? Potrzebuję pomocy - zapytałam i wskazałam na leżącego bezwładnie na moim grzbiecie ptaka.
- Oczywiście, chodźcie za mną - odrzekł.
Zajęło nam chwilę, zanim dotarliśmy do niewielkiej jaskini.
- Mechete, ktoś tu potrzebuje twojej pomocy - zawołał wilk - przewodnik.
Podeszłam bliżej i położyłam biedną Theę obok medyka.
- Jest ranna, proszę pomóż jej.
Basior uważnie oglądał moją towarzyszkę. Bałam się, co powie. Sama, najlepiej, jak mogłam, ukrywałam ranę na swojej łapie.
- Zostawcie mnie samego - powiedział tylko.
Razem z Thornem wyszliśmy więc na zewnątrz. Chodziłam nerwowo w tę i z powrotem. Nie potrafiłam się opanować. Trzęsłam się z zimna, strachu, głodu.
- Może lepiej usiądź - doradził basior.
Zrobiłam, jak polecił. Byłam bardzo zmęczona.
- Tak lepiej, prawda? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Chyba powinnaś się przespać. Wyglądasz na wyczerpaną. W dodatku ta rana. Ktoś musi ją obejrzeć - zauważył.
- Nie, dam radę. Muszę się dowiedzieć, co z nią.
- Tak na pewno jej nie pomożesz. Wypocznij - stwierdził.
Spojrzałam na niego. Może warto go posłuchać. Obserwowałam co dłuższą chwilę. On też nie wyglądał najlepiej. Pomógł mi tak bardzo, a sam ledwo stał na łapach.
- Dobrze, pójdę spać, ale pod warunkiem, że ty też się zdrzemniesz - uśmiechnęłam się.
- Skoro to jedyny sposób... Zgoda.
- W takim razie dobranoc - powiedziałam i zamknęłam oczy.
Nie potrzebowałam nawet pięciu minut. W ułamku sekundy odpłynęłam do krainy snów. Nie przypuszczałam, że naprawdę byłam aż tak zmęczona.
~*~*~
Rozwarłam powieki. Musiało być bardzo wcześnie rano, ale mimo to byłam wyspana. Spojrzałam na Thorne'a. Basior spał smacznie. Nie chciałam go budzić, więc wstałam i weszłam do jaskini. Medyk szukał czegoś, mimo to podeszłam do niego.
- Co z nią? - zapytałam.
- Na razie możesz do niej zajrzeć. Potem muszę z tobą porozmawiać, teraz jestem zajęty - odpowiedział.
Udałam się więc do Thei.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- Bardziej żywa niż parę godzin temu - chciała, by to brzmiało jak żart, ale ja się nawet nie uśmiechnęłam.
- Martwiłam się - powiedziałam cicho.
- Wiem, wiem. Sama tu dotarłaś czy ktoś ci pomógł?
- Właściwie to... - zaczęłam.
- Quinn, jesteś tu? - usłyszałam znajomy głos.
Chwilę potem zobaczyłam Thorne'a.
- Ooo, znalazłem cię. Mechete chce pilnie z tobą rozmawiać - oznajmił.
- Ale ja właśnie...
- Idź, to pewnie ważne - przerwała mi Thea.
Skinęłam głową i ruszyłam za basiorem.
- Sprawa jest poważna. Ten ptak ma w sobie jakąś truciznę. Niestety, nie mam przy sobie odpowiedniego zioła, by coś na to zadziałać. Dlatego mam prośbę. Udajcie się do Niebieskiego Lasu. W jednej z tamtejszych jaskiń rośnie biało - niebieski kwiat, a strzeże go pradawny smok. Odszukaj dobrą jaskinię, przekonaj zwierzę, że zasługujesz na tę roślinę i przynieś mi ją. Dopiero wtedy będę mógł ją wyleczyć - oznajmił, po czym udał się znów do swoich obowiązków.
Ja od razu chciałam ruszyć, ale zatrzymał mnie Thorne.
- A co z twoją raną? - zapytał.
Odruchowo uniosłam łapę, ale nie poczułam żadnego bólu. Zilustrowałam kończynę. Była zdrowa! Jak to możliwe?
- Chyba już po problemie - uśmiechnęłam się sama do siebie.
Ponownie skierowałam się w stronę wyjścia, ale nagle gwałtownie przystanęłam.
- Nie chciałbyś pójść ze mną? Przyda mi się pomoc - zapytałam nieśmiało.
<Thorne?>
- Przepraszam, nie wiesz, gdzie mogę tu znaleźć medyka? Potrzebuję pomocy - zapytałam i wskazałam na leżącego bezwładnie na moim grzbiecie ptaka.
- Oczywiście, chodźcie za mną - odrzekł.
Zajęło nam chwilę, zanim dotarliśmy do niewielkiej jaskini.
- Mechete, ktoś tu potrzebuje twojej pomocy - zawołał wilk - przewodnik.
Podeszłam bliżej i położyłam biedną Theę obok medyka.
- Jest ranna, proszę pomóż jej.
Basior uważnie oglądał moją towarzyszkę. Bałam się, co powie. Sama, najlepiej, jak mogłam, ukrywałam ranę na swojej łapie.
- Zostawcie mnie samego - powiedział tylko.
Razem z Thornem wyszliśmy więc na zewnątrz. Chodziłam nerwowo w tę i z powrotem. Nie potrafiłam się opanować. Trzęsłam się z zimna, strachu, głodu.
- Może lepiej usiądź - doradził basior.
Zrobiłam, jak polecił. Byłam bardzo zmęczona.
- Tak lepiej, prawda? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Chyba powinnaś się przespać. Wyglądasz na wyczerpaną. W dodatku ta rana. Ktoś musi ją obejrzeć - zauważył.
- Nie, dam radę. Muszę się dowiedzieć, co z nią.
- Tak na pewno jej nie pomożesz. Wypocznij - stwierdził.
Spojrzałam na niego. Może warto go posłuchać. Obserwowałam co dłuższą chwilę. On też nie wyglądał najlepiej. Pomógł mi tak bardzo, a sam ledwo stał na łapach.
- Dobrze, pójdę spać, ale pod warunkiem, że ty też się zdrzemniesz - uśmiechnęłam się.
- Skoro to jedyny sposób... Zgoda.
- W takim razie dobranoc - powiedziałam i zamknęłam oczy.
Nie potrzebowałam nawet pięciu minut. W ułamku sekundy odpłynęłam do krainy snów. Nie przypuszczałam, że naprawdę byłam aż tak zmęczona.
~*~*~
Rozwarłam powieki. Musiało być bardzo wcześnie rano, ale mimo to byłam wyspana. Spojrzałam na Thorne'a. Basior spał smacznie. Nie chciałam go budzić, więc wstałam i weszłam do jaskini. Medyk szukał czegoś, mimo to podeszłam do niego.
- Co z nią? - zapytałam.
- Na razie możesz do niej zajrzeć. Potem muszę z tobą porozmawiać, teraz jestem zajęty - odpowiedział.
Udałam się więc do Thei.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- Bardziej żywa niż parę godzin temu - chciała, by to brzmiało jak żart, ale ja się nawet nie uśmiechnęłam.
- Martwiłam się - powiedziałam cicho.
- Wiem, wiem. Sama tu dotarłaś czy ktoś ci pomógł?
- Właściwie to... - zaczęłam.
- Quinn, jesteś tu? - usłyszałam znajomy głos.
Chwilę potem zobaczyłam Thorne'a.
- Ooo, znalazłem cię. Mechete chce pilnie z tobą rozmawiać - oznajmił.
- Ale ja właśnie...
- Idź, to pewnie ważne - przerwała mi Thea.
Skinęłam głową i ruszyłam za basiorem.
- Sprawa jest poważna. Ten ptak ma w sobie jakąś truciznę. Niestety, nie mam przy sobie odpowiedniego zioła, by coś na to zadziałać. Dlatego mam prośbę. Udajcie się do Niebieskiego Lasu. W jednej z tamtejszych jaskiń rośnie biało - niebieski kwiat, a strzeże go pradawny smok. Odszukaj dobrą jaskinię, przekonaj zwierzę, że zasługujesz na tę roślinę i przynieś mi ją. Dopiero wtedy będę mógł ją wyleczyć - oznajmił, po czym udał się znów do swoich obowiązków.
Ja od razu chciałam ruszyć, ale zatrzymał mnie Thorne.
- A co z twoją raną? - zapytał.
Odruchowo uniosłam łapę, ale nie poczułam żadnego bólu. Zilustrowałam kończynę. Była zdrowa! Jak to możliwe?
- Chyba już po problemie - uśmiechnęłam się sama do siebie.
Ponownie skierowałam się w stronę wyjścia, ale nagle gwałtownie przystanęłam.
- Nie chciałbyś pójść ze mną? Przyda mi się pomoc - zapytałam nieśmiało.
<Thorne?>
środa, 15 lipca 2015
Od Aishy CD Asco
- Asco! Ja też cię kocham. Myślałam, że to ty mnie nie... - powiedziałam.
- A ja myślałem...
- Tak, wiem... - przerwałam mu. - najważniejsze jest to, że wszystko się ułożyło.
Asco?
- A ja myślałem...
- Tak, wiem... - przerwałam mu. - najważniejsze jest to, że wszystko się ułożyło.
Asco?
Konkurs
Z powodu, iż jest już lato, wataha ma ponad 10 000 wyświetleń, organizuje konkurs na miss i ministera lata. Głównie chodzi o to, by napisać jak najwięcej opowiadań, a potem wygrać w ankiecie. Sześć wilków(trzy wadery i trzy basiory) które napiszą najwięcej opowiadań, dostaną się do ankiety. Oczywiście basiory i wadery do osobnej XD. A teraz przedstawię wam nagrody:
1. Specjalny zestaw, którego nie znajdziecie w sklepiku,
2. Letni towarzysz,
3. Wyższa pozycja w watasze.
Powodzenia!
Sasha oraz Lorien.
1. Specjalny zestaw, którego nie znajdziecie w sklepiku,
2. Letni towarzysz,
3. Wyższa pozycja w watasze.
Powodzenia!
Sasha oraz Lorien.
Od Asco Cd Aisha
Postanowiłem wyrzucić to z siebie:
- Cóż, wiem, że ty do mnie nic nie czujesz, ale ja jestem w tobie zakochany bez pamięci od chwili gdy cię spotkałem. - wyszeptałem ze spuszczoną głową wyczekując odpowiedzi od wadery
Aisha?
- Cóż, wiem, że ty do mnie nic nie czujesz, ale ja jestem w tobie zakochany bez pamięci od chwili gdy cię spotkałem. - wyszeptałem ze spuszczoną głową wyczekując odpowiedzi od wadery
Aisha?
wtorek, 14 lipca 2015
Od Asco CD Aisha
- Aha. Cóż, musisz bardziej ufać innym, nikt w watasze cię nie skrzywdzi. Broń nie jest ci potrzebna - uśmiechnąłem się
- Wolę być przygotowana na wszystko, dlatego zawsze mam przy sobie ten łuk. A właśnie, chciałeś o coś zapytać?
Aisha?
- Wolę być przygotowana na wszystko, dlatego zawsze mam przy sobie ten łuk. A właśnie, chciałeś o coś zapytać?
Aisha?
Od Aishy CD Asco
Nad ranem usłyszałam pukanie do drzwi. Moim pierwszym odruchem było przygotowanie łuku, założenie strzały i odpowiedź "wejdź". Wtem wszedł Asco, wyraźnie smutny.
- Eee... - zaczął zakłopotany, patrząc na mój łuk.
- Przepraszam, to mój pierwszy odruch. - powiedziałam równie zakłopotana.
Asco?
- Eee... - zaczął zakłopotany, patrząc na mój łuk.
- Przepraszam, to mój pierwszy odruch. - powiedziałam równie zakłopotana.
Asco?
Od Asco CD Aisha
Wodziłem oczami za Aishą, gdy odchodziła. Stałem tak i rozmyślałem. Pewnie Aisha w ogóle nie była mną zainteresowana, unikała mnie od początku. A może...ona była mną zauroczona. Jeśli nawet nie chciałem ponownie tego przeżywać, co wydarzyło się z Siris. Po kilku minutach i ja udałem się do jaskini, tam czekał ojciec, był jakiś smutny.
- O co chodzi, tato?
- Twoja matka...odeszła. - zapłakał
Ta wiadomość dodatkowo mnie przybiła. Położyłem się w rogu jaskini i zasnąłem. Rano postanowiłem odnaleźć Aishę i powiedzieć jej całą prawdę o moich uczuciach, byłem przygotowany na ponowny ból i odrzucenie.
Aisha?
- O co chodzi, tato?
- Twoja matka...odeszła. - zapłakał
Ta wiadomość dodatkowo mnie przybiła. Położyłem się w rogu jaskini i zasnąłem. Rano postanowiłem odnaleźć Aishę i powiedzieć jej całą prawdę o moich uczuciach, byłem przygotowany na ponowny ból i odrzucenie.
Aisha?
Od Aishy CD Asco
Widziałam, że Asco coś trapi, jest zaniepokojony. Pewnie dostrzegł, że jestem nim zauroczona.
- Ja... Ja może już pójde. - powiedziałam, i poszłam.
- Ehh, to pa... - mruknął. Ja poszłam do domu, padłam na podłogę i łzy zaczęły mi lecieć z oczu.
Asco?
- Ja... Ja może już pójde. - powiedziałam, i poszłam.
- Ehh, to pa... - mruknął. Ja poszłam do domu, padłam na podłogę i łzy zaczęły mi lecieć z oczu.
Asco?
Od Asco Cd Aisha
Widziałem, że wadera czuje się jakby zakłopotana. Nie mogłem nic poradzić, byłem nią zauroczony, ale ona? Pewnie nic do mnie nie czuła. Poza tym przypomniałem sobie sytuację z Siris. Nie chciałem znów zakochać się bez pamięci i poraz kolejny zostać odrzucony.
Aisha?
Aisha?
Od Aishy CD Asco
- No jasne. - na myśl, że cały dzień będzie mi pokazywał tereny, przeszedł mnie radosny dreszcz. Ale nie mogłam przecież tak myśleć. On we mnie widzi zwykłą, głupią wilczycę, napewno mnie nie lubi. Po co miałabym go pytać... Powinnam zwiać, i o wszystkim zapomnieć. Jednak teraz, o dziwo, szłam tuż obok Asco, a on cały czas się we mnie wpatrywał. Czułam się trochę... nieswojo.
Asco?
Asco?
Od Asco CD Aisha
- Nie ważne, nie chcę do tego wracać i znowu to przeżywać. - westchnąłem
- No skoro nie chcesz, to dobrze, zrozumiem to. - próbowała się uśmiechnąć Aisha
- No a...chcesz zobaczyć tereny watahy?
Aisha?
- No skoro nie chcesz, to dobrze, zrozumiem to. - próbowała się uśmiechnąć Aisha
- No a...chcesz zobaczyć tereny watahy?
Aisha?
poniedziałek, 13 lipca 2015
Od Aishy CD Asco
Spojrzałam na Asco że zdziwieniem. Jakie czyny? Postanowiła jednak o to nie pytać.
- Przyjmujemy was. - powiedziała Sasha.
- Miło mi. - powiedział Asco.
- Asco, o jakie czyny chodziło? - spytałam, gdy już poszliśmy.
Asco?
- Przyjmujemy was. - powiedziała Sasha.
- Miło mi. - powiedział Asco.
- Asco, o jakie czyny chodziło? - spytałam, gdy już poszliśmy.
Asco?
Od Asco CD Aisha
- No o co chodzi? I czego tu szukasz, Asco, podobno miałeś już nie wrócić... - zaczęła Sasha przerywając kłótnię
- Aisha chciała dołączyć do watahy, proszę pozwólcie, ona sama nie da sobie rady. A ja pragnę przeprosić za moje czyny. - odpowiedziałem.
Aisha?
- Aisha chciała dołączyć do watahy, proszę pozwólcie, ona sama nie da sobie rady. A ja pragnę przeprosić za moje czyny. - odpowiedziałem.
Aisha?
Od Siris CD Wind
- Zaprośmy równiesz Sasame, która jest siostrą Sashy, I Taro też trzeba zaprosić, od niedawna jest partnerem Lorien, Syrię też zaprośmy, jest moją siostrą, i Kobe też, jest moim bratem, a jeśli Kobe, to też Lilianę, a wraz z nią szczeniaki, Asco nie zaprosimy, ponieważ jedynie bogowie wiedzą, jakie mogą być teg konsekfencje, o ile sam nie zakradnie się na ślub, i to już chyba wszyscy? - wymieniłam.
- Tak, to wszyscy. A Sasha nie ma partnera? - spytał.
- Nie, ona nie ma. - odparłam.
- Aha, dobrze, to ty zaproś swoje rodzeństwo, a ja resztę. - powiedział, i pobiegł nie wiadomo gdzie. Ja poszłam więc wpierw do Syrii.
- Cześć Sis! Jesteś zaproszona na mój ślub, i nawet nie masz prawa odmówić, impra każdemu się przyda. - powiedziałam.
- Jeśli muszę, to przyjdę... - westchnęła.
- Fajnie! Nie pożałujesz, będzie fajnie. - odparłam, i pobiegłam do Kobe.
- Cześć Siris, co cię tu sprowadza? - spytał Kobe.
- A bo mam dla ciebie pocztę. - powiedziałam, i płożylam mu na nosie zaproszenie, bo czym odeszłam. Po drodze spotkałam Taro.
- Cześć! - powiedziałam radośnie.
- Witaj. - burknął.
- Zapraszam cię na mój ślub z Windem. Przyjdziesz? - spytalam ostrożnie.
- A kogo zapraszacie? - jęknął.
- Zaprosiliśmy Valixy, która już odeszla z tego świata, niestety, i Maxiego, Sasame, Sashę, ciebie, Lorien, Syrię, Kobe, Lilianę i jej szczeniaki.
- To mogę przyjść... - westchnął, i poszedł.
Wind?
- Tak, to wszyscy. A Sasha nie ma partnera? - spytał.
- Nie, ona nie ma. - odparłam.
- Aha, dobrze, to ty zaproś swoje rodzeństwo, a ja resztę. - powiedział, i pobiegł nie wiadomo gdzie. Ja poszłam więc wpierw do Syrii.
- Cześć Sis! Jesteś zaproszona na mój ślub, i nawet nie masz prawa odmówić, impra każdemu się przyda. - powiedziałam.
- Jeśli muszę, to przyjdę... - westchnęła.
- Fajnie! Nie pożałujesz, będzie fajnie. - odparłam, i pobiegłam do Kobe.
- Cześć Siris, co cię tu sprowadza? - spytał Kobe.
- A bo mam dla ciebie pocztę. - powiedziałam, i płożylam mu na nosie zaproszenie, bo czym odeszłam. Po drodze spotkałam Taro.
- Cześć! - powiedziałam radośnie.
- Witaj. - burknął.
- Zapraszam cię na mój ślub z Windem. Przyjdziesz? - spytalam ostrożnie.
- A kogo zapraszacie? - jęknął.
- Zaprosiliśmy Valixy, która już odeszla z tego świata, niestety, i Maxiego, Sasame, Sashę, ciebie, Lorien, Syrię, Kobe, Lilianę i jej szczeniaki.
- To mogę przyjść... - westchnął, i poszedł.
Wind?
Zaktualizowanie
Uwaga, dzisiaj odświeżyłam większość stron oraz zakładka "Prorocy i bogowie" jest dokończona. Można pisać z bogami i prorokami, A po jakimś czasie wasze wilki będą mogły być parami z bogami oraz prorokami.
PS(do królikłaciaty) Mam nadzieje, że następnym razem ty zrobisz swoją robotę.
Sasha.
PS(do królikłaciaty) Mam nadzieje, że następnym razem ty zrobisz swoją robotę.
Sasha.
niedziela, 12 lipca 2015
Od Valixy CD Maxi
Dziś muszę popełnić samobójstwo. Nie będzie to łatwe, ale już na nic się tu nie przydam. Sasha ma moje moce, oddałam stanowisko alfy, mam dzeci, które dorosły, oraz partnera, wataha się rozrosła, czyli wszystkie moje cele są zrealizowane. A więc... Napisałam karteczkę do Maxiego:
Drogi Maxi,
Nie mam już co robić na tym świecie. Popełnię więc samobójstwo w nieznanym ci miejscu, do którego prawdopodobnie nie masz dostępu.
Wiecznie twoja Valixy.
I poszłam, z nożem w ręce.
*Już po drugiej stronie*
Unosiłam się w dziwnej przestrzeni. Były tam gwiazdy, księżyc... Nagle znalazlam się na wielkiej rozgwiaździe (XD). I zobaczyłam... Tak jakby całą historię dziewczyny, która równiesz ma wszystkie żywioły, i mojej siostry(mam sis!?!?!? Najwidoczniej tak, czemu nic o tym nie wiedziałam!?) Ale...Te dwie osoby, to jedna osoba. Mam zaginioną siostrę, o której nic nie wiedziała, która jest drugą włądczynią wszystkich żywiołów, ale pawdopodobnie o tym nie wie. What? Ja nie mogę. Nagle poczułam, że Maxi próbuje obudzić moje ciało. Biedny, nie uważał, że naprawdę popełniłam samobójstwo.
Maxi?
Drogi Maxi,
Nie mam już co robić na tym świecie. Popełnię więc samobójstwo w nieznanym ci miejscu, do którego prawdopodobnie nie masz dostępu.
Wiecznie twoja Valixy.
I poszłam, z nożem w ręce.
*Już po drugiej stronie*
Unosiłam się w dziwnej przestrzeni. Były tam gwiazdy, księżyc... Nagle znalazlam się na wielkiej rozgwiaździe (XD). I zobaczyłam... Tak jakby całą historię dziewczyny, która równiesz ma wszystkie żywioły, i mojej siostry(mam sis!?!?!? Najwidoczniej tak, czemu nic o tym nie wiedziałam!?) Ale...Te dwie osoby, to jedna osoba. Mam zaginioną siostrę, o której nic nie wiedziała, która jest drugą włądczynią wszystkich żywiołów, ale pawdopodobnie o tym nie wie. What? Ja nie mogę. Nagle poczułam, że Maxi próbuje obudzić moje ciało. Biedny, nie uważał, że naprawdę popełniłam samobójstwo.
Maxi?
sobota, 11 lipca 2015
Od Taro CD Lorien
Zupełnie nie wiedziałem cor robić. Słyszałem, co istota, wilk, wadera, Lorien, co ona właśnie krzyknęła, w daremnej próbie zatrzymania się, ale się zatrzymałem. Coś w niej, coś w tym krzyku... Ona mnie opanowała. Diablica jedna. Ale co, zatrzymałem się. Ona prawie wpadła na mnie. I po co na mnie biegła!? Choler* jasn*, oszaleję.
-Jesteś pewna? - burknąłem, wyrywając się z moich poieszanych myśli. Co mi do głowy strzeliło, by się zakochać, by tąś istotę pytać by być moją partnerką, bo co się dołączyłem do tej cholerne* watahy!? Ale teraz jest za późno.
- Tak. - powedziała, i cmoknęła mnie w pysk. Co tej do głowy strzeliło!? Bo co mi taka kula u nogi!? A co, jeśli zachce jej się zajść w ciąże? Już chciałem się na nią wydrzeć, gdy zobaczyłem jej nic niewinny wyraz twarzy. Co ona mi zrobiła? Nie, to tylko moja zła natura.
- A więc teraz jesteś asiorem alfa. - powiedziała radośnie Lorien, mła nowa partnerka.
- A że co powiedziałaś? - spytałem, oszołomiony. Ona nie powiedziała mi, że jest jakąś tam alfą tej cholerne* watahy! Co oznacza, że teraz ja róniesz będe za nią odpowiedzialny, i będe musiał rządzić. Pięknie, jasna choler* pięknie!
- Noo, będziesz alfą. - odpowiedziała, wyrywając mnie z myśli, po raz setny tego dnia.
- Pięknie. - burknąłem.
- Czyli cieszysz się? Supcio! - krzyknęła wiecznie radosna istota, najwidocznie nie widząc mego niezadowolenia. No ale co mam zrobić? Jakoś z tym będe żył. Chyba.
Lorien?
-Jesteś pewna? - burknąłem, wyrywając się z moich poieszanych myśli. Co mi do głowy strzeliło, by się zakochać, by tąś istotę pytać by być moją partnerką, bo co się dołączyłem do tej cholerne* watahy!? Ale teraz jest za późno.
- Tak. - powedziała, i cmoknęła mnie w pysk. Co tej do głowy strzeliło!? Bo co mi taka kula u nogi!? A co, jeśli zachce jej się zajść w ciąże? Już chciałem się na nią wydrzeć, gdy zobaczyłem jej nic niewinny wyraz twarzy. Co ona mi zrobiła? Nie, to tylko moja zła natura.
- A więc teraz jesteś asiorem alfa. - powiedziała radośnie Lorien, mła nowa partnerka.
- A że co powiedziałaś? - spytałem, oszołomiony. Ona nie powiedziała mi, że jest jakąś tam alfą tej cholerne* watahy! Co oznacza, że teraz ja róniesz będe za nią odpowiedzialny, i będe musiał rządzić. Pięknie, jasna choler* pięknie!
- Noo, będziesz alfą. - odpowiedziała, wyrywając mnie z myśli, po raz setny tego dnia.
- Pięknie. - burknąłem.
- Czyli cieszysz się? Supcio! - krzyknęła wiecznie radosna istota, najwidocznie nie widząc mego niezadowolenia. No ale co mam zrobić? Jakoś z tym będe żył. Chyba.
Lorien?
Od Lorien CD Taro
Gdy widziałam, że próba zatrzymania Taro jest daremna po prostu krzyknęłam z nadzieją, że mnie zrozumie:
- To nie tak! Kocham cię to...to te emocje i nawet teraz nie mogę uwierzyć, że spytałeś, czy chcę być twoją partnerką! - desperacko próbowałam go przekonać, ale widziałam przecież, że mi nie wierzy. Kompletnie nie wiedziałam teraz co robić.
Taro?
- To nie tak! Kocham cię to...to te emocje i nawet teraz nie mogę uwierzyć, że spytałeś, czy chcę być twoją partnerką! - desperacko próbowałam go przekonać, ale widziałam przecież, że mi nie wierzy. Kompletnie nie wiedziałam teraz co robić.
Taro?
Od Aishy CD Asco
Tak krótko znałam tego basiora, a już mnie zauroczył. Ja nie mogę. Jak to ogło się stać? Powinnam jak najszybciej uciec i zapomnieć o nim. Ale bym nie umiała. Nie umiałabym też nakłonić go, by został moim partnerem. Chyba że... A może by tak... Nie, nie mogę użyć na nim mojej mocy. Jednak wyczuwałam, że był już w kimś zakchany, ale ta wsdera go nie chciała. Biedny... Jak mu pomóc? Jestem nikim. Tylko i wyłącznie nikim. O, doszliśmy. Me oczy ujrzały raj, a pośrodku niego dwie istoty, a ściślej wadery, które się kłóciły.
- To są alfy. - mruknął Asco. Zupełnie zapomniałam, że szedł tuż obok mnie, że oddychałąm tym samym powietrzem co on.
- Aha. - otrząsnęłam się z myśli, i pdesłam ostrożnie do alf.
- Czego? - powiedziały chórem.
- Bo... bo... Ja... - onieśmieliły mnie. Co ja sobie myślałam? Co ja, yślałąm że oone przyjmą tak bezwartościowego wilka jak mnie do watahy?
Asco?
- To są alfy. - mruknął Asco. Zupełnie zapomniałam, że szedł tuż obok mnie, że oddychałąm tym samym powietrzem co on.
- Aha. - otrząsnęłam się z myśli, i pdesłam ostrożnie do alf.
- Czego? - powiedziały chórem.
- Bo... bo... Ja... - onieśmieliły mnie. Co ja sobie myślałam? Co ja, yślałąm że oone przyjmą tak bezwartościowego wilka jak mnie do watahy?
Asco?
Od Asco CD Aisha
- O co chodzi?
- No wiesz, to trochę daleko, a poza tym moja matka pewnie się nie zgodzi... - westchnąłem
- Czyli zostawisz mnie tutaj samą?
- Ech, no dobra, spróbujemy, ale nie rób sobie nadziei. Nawet nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy.
- Ale odnajdziesz drogę, tak?
- Tak... Według mnie powinniśmy się kierować na...północ. Tak, tam powinien był rozległy, głęboki wąwóz o stromych zboczach. Będziemy nim wędrowali około 5 godzin, a potem pójdzie już łatwo.
- No dobrze. Ruszamy teraz?
- Poczekajmy do rana, nocą nic nie zdziałamy.
xXx
Obudziła mnie Aisha, było już widno a promienie słońca tworzyły cudowną poświatę w jaskini. Nagle zobaczyłem, że jej ściany jakby świecą. Zaciekawiony podszedłem bliżej i co odkryłem? To było złoto! Pewnie przyda się w naszej watasze. Choćby jako biżuteria czy coś... - pomyślałem i włożyłem trochę cennego metalu do torby.
- Asco? Ile mam jeszcze czekać? - usłyszałem głos Aishy i ruszyliśmy
Aisha?
- No wiesz, to trochę daleko, a poza tym moja matka pewnie się nie zgodzi... - westchnąłem
- Czyli zostawisz mnie tutaj samą?
- Ech, no dobra, spróbujemy, ale nie rób sobie nadziei. Nawet nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy.
- Ale odnajdziesz drogę, tak?
- Tak... Według mnie powinniśmy się kierować na...północ. Tak, tam powinien był rozległy, głęboki wąwóz o stromych zboczach. Będziemy nim wędrowali około 5 godzin, a potem pójdzie już łatwo.
- No dobrze. Ruszamy teraz?
- Poczekajmy do rana, nocą nic nie zdziałamy.
xXx
Obudziła mnie Aisha, było już widno a promienie słońca tworzyły cudowną poświatę w jaskini. Nagle zobaczyłem, że jej ściany jakby świecą. Zaciekawiony podszedłem bliżej i co odkryłem? To było złoto! Pewnie przyda się w naszej watasze. Choćby jako biżuteria czy coś... - pomyślałem i włożyłem trochę cennego metalu do torby.
- Asco? Ile mam jeszcze czekać? - usłyszałem głos Aishy i ruszyliśmy
Aisha?
piątek, 10 lipca 2015
Od Aishy CD Asco
- Chciałabym dołączyć do watahy. - powiedziałam.
- Ja alfą nie jestem... - odparł.
- A zaprowadzisz mnie do alf?
- Taa...
Asco?
- Ja alfą nie jestem... - odparł.
- A zaprowadzisz mnie do alf?
- Taa...
Asco?
Od Asco CD Aisha
Nim spostrzegliśmy się z Aishą zapadła noc. Wadera już spała, ale ja postanowiłem udać się na nocne polowanie. Zabrałem swój łuk i strzały, ruszyłem w las.
- Gdzie idziesz? - spytał głos zza moich pleców
- Aisha? Co ty tu...
- Nie ważne. Ale gdzie idziesz?
- Na nocne polowanie. Chcesz iść ze mną? Coś się stało?
Aisha?
- Gdzie idziesz? - spytał głos zza moich pleców
- Aisha? Co ty tu...
- Nie ważne. Ale gdzie idziesz?
- Na nocne polowanie. Chcesz iść ze mną? Coś się stało?
Aisha?
Powracamy do aktywności!
Uwaga, powracamy do aktywności! Proszę każdego członka watahy o napisanie minimum 1 opowiadania w ciągu 7 dni, albo zostanie wygnany z watahy.
Sasha i Lorien, alfy watahy.
Sasha i Lorien, alfy watahy.
Koniec nieobecności
Właśnie skończyła się moja nieobecność. Znów możecie wysyłać do mnie opowiadania, formularze itp.
Pozdrawiam, administratorka watahy, królikłaciaty ツ
Pozdrawiam, administratorka watahy, królikłaciaty ツ
Od Thorne'a CD Quinn
Nie wiedziałem ile ani gdzie jadę. Przez wysoko wbudowane okno z kratami widziałem jedynie drzewa i czerwone niebo, a wyboista droga była kolejnym argumentem, że jestem w lesie lub blisko niego.
Od dwóch - a raczej tak sądziłem - dni nie ruszałem się z miejsca. Leżałem bez ruchu na prawym boku, przez co, co chwilę ta część ciała drętwiała. Wpatrywałem się w żelazne kraty nie mogąc nic zrobić. Strzałka usypiająca wciąż tkwiła w okolicach krtani.
Samochód ponownie najechał na jakąś dziurę. Kolejna dziura, kolejny ból głowy. Jęknąłem głośno, gdy pojazd gwałtownie zahamował. Moje ciało jak szmaciana lalka posunęło się, uderzając o metalową ścianę przyczepy. Gdybym tylko miał więcej sił.
- Tutaj jest dobrze. Macie wszystko?
Stłumione głosy stawały się coraz wyraźniejsze. Stalowe, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się ze skrzypem, a światło mało co nie oślepiło mnie. Kolejna strzałka wylądowała mi w ramieniu. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem zimną igłę.
- Kiedy wstanie na nogi? - usłyszałem głos jednego.
- Jestem pewny, że...
Urwał, bo w tym samym momencie przyczepa zgniotła się jak puszka pozostawiając nietknięte miejsce tam, gdzie leżałem. Kłusownicy cofnęli się zszokowani; zaczęli wyciągać bronie. Wszystko na darmo, bo lufy wiatrówek zaczęły oplatać ich ręce niczym kajdanki. I zaczęli bić się nawzajem w głowy.
Wyskoczyłem z przyczepy oceniając szkody.
Nieźle, jak po uśpieniu, pomyślałem. Rozglądnąłem się dookoła zgrabnie omijając nieprzytomne ciała ludzi. Dobra, to walenie się po głowach nie było najlepszym rozwiązaniem, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Poluzowałem więc kajdany. Musiałem się spieszyć. Ci ludzie obudzą się lada chwila, a po wezwaniu posiłków nie zdołam im uciec. A tym razem zamknęliby mnie w klatce z drewna.
Wskoczyłem za krzaki i pomaszerowałem przed siebie.
Z jednej strony byłem szczęśliwy, a z drugiej miałem ochotę zapaśćsię gdzieś pod ziemię, ukryć i nigdzie nie wychodzić. Bez rodziny to nie to samo. Cały czas słyszałem ich krzyki.
- Pomocy!
Stanąłem jak wryty. Teraz to już zacząłem wariować.
Zacząłem jednak biec za głosem. I choć słabo słyszałem, pędziłem jak najszybciej. Kto by pomyślał? A jakieś pięć minut temu leżałem i nie mogłem nawet przełknąć śliny bez skrzywienia się z bólu.
Krzyki ucichły, jednak parłem na przód. Zwolniłem trochę zmieniając bieg w marsz. Wychodząc zza krzaków usłyszałem:
- Kim jesteś? - spytała nieznajoma.
Spojrzałem na nią. Jej błękitne oczy wpatrywały się we mnie, jakbym miał zamiar ją skrzywdzić. Zamrugałem powoli rozglądając się po bokach.
- Thorne - powiedziałem ochrypłym głosem. Odetchnąłem świeżym powietrzem. To całkiem lepsze od duszności, jaka panowała w przyczepie. - To ty tak wrzeszczałaś, prosząc o pomoc? - Zacząłem się rozglądać
Wlepiła we mnie wzrok, jakby chciała odczytać mi myśli.
No to pięknie, pomyślałem.
Kiedy wilczyca podeszła jeden krok zauważyłem na jej barkach rannego ptaka. Chyba o to chodziło.
- Twoja przyjaciółka chyba źle się czuje. Czy to dlatego prosiłaś o...
- Skąd wiesz, że to moja przyjaciółka? - przerwała spod przymrużonych oczu.
- Zgadywałem - wzruszyłem ramionami. - Nie wygląda dobrze - skrzywiłem się, a usłyszawszy dźwięk silnika spanikowałem, choć szansa odnalezienia mnie była nikła. Wziąłem waderę za łapę i pociągnąłem za sobą.
Przedzieraliśmy się przez zarośla. Parłem na przód zapominając o waderze.
- Puść mnie! - krzyknęła w końcu, a w oczach miała łzy.
Puściłem ją jak poparzony.
- Wybacz... coś... Czy ja...?
I w tedy zauważyłem. Podkuliła ściskaną przeze mnie łapę.
- Przepraszam... nie pomyślałem, że mogę mieć...
- To nie twoja wina - powiedziała przez łzy. - Znaczy... też... Już wcześniej mnie bolała.
- Pomogę wam... - powiedziałem, jednak nieznajoma nie wyglądała na ufną.
***
- Co robiłaś, że doprowadziłaś siebie i twoją przyjaciółkę do takiego stanu? - spytałem siedząc na przeciwko i badając delikatnie jej kończynę.
- Spadam - odpowiedziała tylko.
- Spadłaś czy upadłaś?
Syknęła z bólu.
- Przepraszam.
- Spadłam - przełknęła ślinę. - Co z Theą?
- Pęknięcie, złamanie. Nic wielkiego. Ale co z tobą? Nie mam pojęcia. Powoli pojawia się opuchlizna. Normalnie powiedziałbym, że to złamanie lub zwichnięcie. Tymczasem nie widać żadnego zniekształcenia, które mogłoby świadczyć o takim urazie.
- Ale pomożesz jej?
Spojrzałem na nią z lekka zaskoczony. Bardziej przejmuje się zdrowiem ptaka niż swoim. Może kiedyś to zrozumiem...
- Tak, tylko... - skrzywiłem się i ściągnąłem brwi.
- Tylko co? - spytała pospiesznie zaniepokojona.
- Nic. Nic...
Nie chciałem jej mówić. Po prostu zrobię usztywnienie jak każdy, nie będę kombinować. Pewniejsze byłoby wszczepienie ptaszynie metal pod skórę. Ale nawet nie chciałem im tego proponować. Nikogo nie chciałbym skazywać na taki ból.
Obłożyłem waderze łapę papką z babki i owinąłem miedzianym cieniutkim drucikiem. Na szczęście o miedź nie trudno. Z jej przyjaciółką uwinąłem się równie szybko. Usztywnienie nie było idealne, ale...
- Najlepiej będzie, jak zrobi to profesjonalista. A tak w ogóle to jak ci na imię? Ja ci się przedstawiłem.
- Nie jesteś nim? - spytała pomagając Theii wejść na swój grzbiet. Nje odpowiedziała na drugie pytanie.
- N-nie - zająknąłem się. - Byłem wojskowym, wiec wiem to i owo o urazach - powiedziałem z kamiennym pyskiem.
- Kiedy leciałam, zauważyłam chyba tereny watahy - powiedziała cicho.
- Leciałaś? - zdziwiłem się, ale przypomniałem sobie, że wspominała coś o spadaniu. - Nieważne. W takim razie pozostaje nam iść w jej kierunku. Pamiętasz może gdzie to było?
***
Byliśmy niedaleko. A raczej tak sądziła wadera. Niestety końca nie było widać. W przenośni, jak i naprawdę, ponieważ było dawno po zmierzchu.
Szliśmy w ciszy. Wiatr szumiał w wysokich koronach drzew, a wysuszona trawa szeleściła pod łapami. W oddali było widać małe źródła światła.
Przełknąłem ślinę. Oby nie byli to moi kłusowniczy przyjaciele.
- Chciałbym przypomnieć, że dalej nie znam twojego imienia.
Cisza. Spojrzałem na nią. Wyglądała niepewnie.
- Quinn. Po prostu Quinn.
<Quinn c:>
Od dwóch - a raczej tak sądziłem - dni nie ruszałem się z miejsca. Leżałem bez ruchu na prawym boku, przez co, co chwilę ta część ciała drętwiała. Wpatrywałem się w żelazne kraty nie mogąc nic zrobić. Strzałka usypiająca wciąż tkwiła w okolicach krtani.
Samochód ponownie najechał na jakąś dziurę. Kolejna dziura, kolejny ból głowy. Jęknąłem głośno, gdy pojazd gwałtownie zahamował. Moje ciało jak szmaciana lalka posunęło się, uderzając o metalową ścianę przyczepy. Gdybym tylko miał więcej sił.
- Tutaj jest dobrze. Macie wszystko?
Stłumione głosy stawały się coraz wyraźniejsze. Stalowe, dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się ze skrzypem, a światło mało co nie oślepiło mnie. Kolejna strzałka wylądowała mi w ramieniu. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem zimną igłę.
- Kiedy wstanie na nogi? - usłyszałem głos jednego.
- Jestem pewny, że...
Urwał, bo w tym samym momencie przyczepa zgniotła się jak puszka pozostawiając nietknięte miejsce tam, gdzie leżałem. Kłusownicy cofnęli się zszokowani; zaczęli wyciągać bronie. Wszystko na darmo, bo lufy wiatrówek zaczęły oplatać ich ręce niczym kajdanki. I zaczęli bić się nawzajem w głowy.
Wyskoczyłem z przyczepy oceniając szkody.
Nieźle, jak po uśpieniu, pomyślałem. Rozglądnąłem się dookoła zgrabnie omijając nieprzytomne ciała ludzi. Dobra, to walenie się po głowach nie było najlepszym rozwiązaniem, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Poluzowałem więc kajdany. Musiałem się spieszyć. Ci ludzie obudzą się lada chwila, a po wezwaniu posiłków nie zdołam im uciec. A tym razem zamknęliby mnie w klatce z drewna.
Wskoczyłem za krzaki i pomaszerowałem przed siebie.
Z jednej strony byłem szczęśliwy, a z drugiej miałem ochotę zapaśćsię gdzieś pod ziemię, ukryć i nigdzie nie wychodzić. Bez rodziny to nie to samo. Cały czas słyszałem ich krzyki.
- Pomocy!
Stanąłem jak wryty. Teraz to już zacząłem wariować.
Zacząłem jednak biec za głosem. I choć słabo słyszałem, pędziłem jak najszybciej. Kto by pomyślał? A jakieś pięć minut temu leżałem i nie mogłem nawet przełknąć śliny bez skrzywienia się z bólu.
Krzyki ucichły, jednak parłem na przód. Zwolniłem trochę zmieniając bieg w marsz. Wychodząc zza krzaków usłyszałem:
- Kim jesteś? - spytała nieznajoma.
Spojrzałem na nią. Jej błękitne oczy wpatrywały się we mnie, jakbym miał zamiar ją skrzywdzić. Zamrugałem powoli rozglądając się po bokach.
- Thorne - powiedziałem ochrypłym głosem. Odetchnąłem świeżym powietrzem. To całkiem lepsze od duszności, jaka panowała w przyczepie. - To ty tak wrzeszczałaś, prosząc o pomoc? - Zacząłem się rozglądać
Wlepiła we mnie wzrok, jakby chciała odczytać mi myśli.
No to pięknie, pomyślałem.
Kiedy wilczyca podeszła jeden krok zauważyłem na jej barkach rannego ptaka. Chyba o to chodziło.
- Twoja przyjaciółka chyba źle się czuje. Czy to dlatego prosiłaś o...
- Skąd wiesz, że to moja przyjaciółka? - przerwała spod przymrużonych oczu.
- Zgadywałem - wzruszyłem ramionami. - Nie wygląda dobrze - skrzywiłem się, a usłyszawszy dźwięk silnika spanikowałem, choć szansa odnalezienia mnie była nikła. Wziąłem waderę za łapę i pociągnąłem za sobą.
Przedzieraliśmy się przez zarośla. Parłem na przód zapominając o waderze.
- Puść mnie! - krzyknęła w końcu, a w oczach miała łzy.
Puściłem ją jak poparzony.
- Wybacz... coś... Czy ja...?
I w tedy zauważyłem. Podkuliła ściskaną przeze mnie łapę.
- Przepraszam... nie pomyślałem, że mogę mieć...
- To nie twoja wina - powiedziała przez łzy. - Znaczy... też... Już wcześniej mnie bolała.
- Pomogę wam... - powiedziałem, jednak nieznajoma nie wyglądała na ufną.
***
- Co robiłaś, że doprowadziłaś siebie i twoją przyjaciółkę do takiego stanu? - spytałem siedząc na przeciwko i badając delikatnie jej kończynę.
- Spadam - odpowiedziała tylko.
- Spadłaś czy upadłaś?
Syknęła z bólu.
- Przepraszam.
- Spadłam - przełknęła ślinę. - Co z Theą?
- Pęknięcie, złamanie. Nic wielkiego. Ale co z tobą? Nie mam pojęcia. Powoli pojawia się opuchlizna. Normalnie powiedziałbym, że to złamanie lub zwichnięcie. Tymczasem nie widać żadnego zniekształcenia, które mogłoby świadczyć o takim urazie.
- Ale pomożesz jej?
Spojrzałem na nią z lekka zaskoczony. Bardziej przejmuje się zdrowiem ptaka niż swoim. Może kiedyś to zrozumiem...
- Tak, tylko... - skrzywiłem się i ściągnąłem brwi.
- Tylko co? - spytała pospiesznie zaniepokojona.
- Nic. Nic...
Nie chciałem jej mówić. Po prostu zrobię usztywnienie jak każdy, nie będę kombinować. Pewniejsze byłoby wszczepienie ptaszynie metal pod skórę. Ale nawet nie chciałem im tego proponować. Nikogo nie chciałbym skazywać na taki ból.
Obłożyłem waderze łapę papką z babki i owinąłem miedzianym cieniutkim drucikiem. Na szczęście o miedź nie trudno. Z jej przyjaciółką uwinąłem się równie szybko. Usztywnienie nie było idealne, ale...
- Najlepiej będzie, jak zrobi to profesjonalista. A tak w ogóle to jak ci na imię? Ja ci się przedstawiłem.
- Nie jesteś nim? - spytała pomagając Theii wejść na swój grzbiet. Nje odpowiedziała na drugie pytanie.
- N-nie - zająknąłem się. - Byłem wojskowym, wiec wiem to i owo o urazach - powiedziałem z kamiennym pyskiem.
- Kiedy leciałam, zauważyłam chyba tereny watahy - powiedziała cicho.
- Leciałaś? - zdziwiłem się, ale przypomniałem sobie, że wspominała coś o spadaniu. - Nieważne. W takim razie pozostaje nam iść w jej kierunku. Pamiętasz może gdzie to było?
***
Byliśmy niedaleko. A raczej tak sądziła wadera. Niestety końca nie było widać. W przenośni, jak i naprawdę, ponieważ było dawno po zmierzchu.
Szliśmy w ciszy. Wiatr szumiał w wysokich koronach drzew, a wysuszona trawa szeleściła pod łapami. W oddali było widać małe źródła światła.
Przełknąłem ślinę. Oby nie byli to moi kłusowniczy przyjaciele.
- Chciałbym przypomnieć, że dalej nie znam twojego imienia.
Cisza. Spojrzałem na nią. Wyglądała niepewnie.
- Quinn. Po prostu Quinn.
<Quinn c:>
wtorek, 7 lipca 2015
Od Narcissy
Świt nadszedł bardzo szybko. A mogłabym przysiąc, że przed chwilą zasnęłam. Wygramoliłam się na zewnątrz. Było duszno, ale bardzo ciepło.
Szłam wydreptaną ścieżką. Wokół gęsto rosły drzewa.
Nagle coś na mnie wyskoczyło. Było wielkie i wyglądało na wilka.
Ktokolwiek?
środa, 1 lipca 2015
Od Kobe CD Liliana
Skierowaliśmy się więc do Valixy.
- Przepraszam, nie mogę wam pomóc. Oddałam moje moce innej osobie. - powiedzis=ała Valixy.
- Coooo?! A kim jest ta osoba? - spytała Liliana.
- Kiedy nadejdzie czas, dwiecie się. - odparła, i poszła.
Liliana?
- Przepraszam, nie mogę wam pomóc. Oddałam moje moce innej osobie. - powiedzis=ała Valixy.
- Coooo?! A kim jest ta osoba? - spytała Liliana.
- Kiedy nadejdzie czas, dwiecie się. - odparła, i poszła.
Liliana?
Od Sasame CD Jermaine
- No ale co ja mam robić? - spytał ponownie.
- Będziesz walczył z mrocznyi pegazami w powietrxu. - odparła.
- A... A co jeśli coś mi się stanie?
- Nadejdzie pomoc, i inni ci pomogą.
Jermaine?
- Będziesz walczył z mrocznyi pegazami w powietrxu. - odparła.
- A... A co jeśli coś mi się stanie?
- Nadejdzie pomoc, i inni ci pomogą.
Jermaine?
Od Liliany Cd Kobe
Maluchy były prześliczne, a co jakiś czas było słychać ich ciche popiskiwanie porównane przez Kobe na kołysankę z czym się zgodziłam. Po chwili spojrzałam na śnieżnobiałe łapki drugiego szczeniaka, które zaczepiały ogon Vanilly. Małe co jakiś czas dawały siwe znaki, ale takim słodkim maluchom można wszystko wybaczyć. Pewnego dna Elsa złapała za ogon siostrzyczki i trzymając go w pysku zaczęły mało cichą zabawę. Po chwili rozrabiaka puściła i poleciała zadkiem w drugi kąt jaskini, a Vanilla wprost z całym impetem na Koba. Następnie każde chwyciło za sierść tatusia i nie dawały mu spokoju. Po pewnym czasie i mój ogon został ciągnięty za nicponi, ale ja byłam nieco bardziej stanowacza, więc malce przerzuciły się znów, ale teraz na najsłabszą ofiarę-mojego mężusia. Nagle bezlitośnie ciągnięty poślizgnął się i boleśnie uderzył się w bok jaskini. Zobaczył drogę z lodu na której tak nieszczęśliwie upadł i spojrzał na białego szczeniaka i śnieg pod jego łapkami.
-Liliano myślisz to co ja?-spytał jeszcze obolały.
-Chyba mała ma jakąś moc związaną, że śniegiem.-moja hipoteza.
Postanowiliśmy udać się do Valixy, gdyż panuje ona nad żywiołami, a w tym wszystkimi, więc na pewno nam coś doradzi, a przynajmniej udzieli odpowiedzi na wiele pytań...
Kobe? <skupiłam się troche na Elsie i jej mocy ;3 >
Od Valixy - nowe alfy
Dzisiaj miałam przekazać moją wladzę Sashy i Lorien. Oraz musiałam zrobić coś, co nie przyjdzie mi łatwo - oddać moje moce Sashy. Teraz ona będzie alfą, więc to jej przydadzą się moje moce Ja zaś będe miała żywioł najpotężniejszy ze wszystkich - Harmonię, którą dostają tyko byłe władczynie i władcy żywiołów. Jednak Sasha o niczym się nie dowie, sama będzie musiała się o tym dowiedzieć. Lorien zaś będzie tylko alfą. Wszystko było już gotowe, i wyszłam na scenę.
- Dzisiaj jest ważny dzień dla naszej watahy. Będziemy mieli nowe alfy, czyli Sashę i Lorien. Bardzo mi przykro, iż dzieje się to podczas wojny. Lecz Sasho, Lorien, czy ślubujecie nigdy nie zdradzić watahy, a zawsze ją bronić? - zaczęłam.
- Ślubujemy. - odpowiedziały jednocześnie.
- A więc... Ogłszam was nowymi alfami! - powiedziałam - teraz t wy macie obowiązek przyjmowania nowych członków, to wy dowodzicie całą watahą. Życzę wam szczęścia w tej roli. - powiedziałam, a uroczystość się zaczęła.
Ktoś?
- Dzisiaj jest ważny dzień dla naszej watahy. Będziemy mieli nowe alfy, czyli Sashę i Lorien. Bardzo mi przykro, iż dzieje się to podczas wojny. Lecz Sasho, Lorien, czy ślubujecie nigdy nie zdradzić watahy, a zawsze ją bronić? - zaczęłam.
- Ślubujemy. - odpowiedziały jednocześnie.
- A więc... Ogłszam was nowymi alfami! - powiedziałam - teraz t wy macie obowiązek przyjmowania nowych członków, to wy dowodzicie całą watahą. Życzę wam szczęścia w tej roli. - powiedziałam, a uroczystość się zaczęła.
Ktoś?
Powrót!
Witam, tutaj Valixy.
Mam nadzieje, iż wybaczycie mi tą długą nieobecność. Mam nadzieje, że więcej nie zddarzy mi się tak długo nie móc pisać. Teraz powracam ze zdwojoną weną!
Mam nadzieje, iż wybaczycie mi tą długą nieobecność. Mam nadzieje, że więcej nie zddarzy mi się tak długo nie móc pisać. Teraz powracam ze zdwojoną weną!
Subskrybuj:
Posty (Atom)