Wiedziałem, że Wind będzie o mnie bardzo źle myślał. I co mi z tego. Nie polubiłem go. Jednak poszłem podsłuchać jego rozmowę. Usłyszałem rozmowę z Siris:
- Nie wiem, czemu mamy go w watasze. - warknął Wind.
- Musimy... Lorien byłaby zrozpaczona... Najpierw Kaito, a teraz miałby być Taro? Zrób to dla niej... - powiedziała łagodnie Siris. A więc Wind chce mnie wyrzucić z watahy? Ah tak? I tak mu się nie uda.
- Wiem, wiem... - warknął Wind. Usłyszałem kroki, i ten wyszedł. Nie zobaczył mnie, w porę schowałem się w krzaki, gdzie się nieźle podrapałem. Były to krzaki róży. Wyjdę z nich cały podrapany. Au... Ale no co. Wolałbym, by Wind mnie nie zobaczył. Ale i tak by ze mną nie wygrał. A więc wyszłem. Winda nie było na horyzoncie. Obejrzałem siebie. Na szczęście nie byłem za bardzo podrapany. Postanowiłem wspiąć się na drzewo i zasnąć.
- Kra! Kra! Kra! - obudziło mnie głośne krakanie. Z zaskoczenia spadłem, wprost w krzaki róży. Tym razem zrobiłem sobie niezłą ranę na boku.
- Przeklęte ptaszysko! Przez ciebie nie będe mógł chodzić przez tydzień! - rzuciłem pod adresem ptaka, który odfrunął. Przeklęty ptak. Auć... Dobra, bolało. Krwawiłem obficie. Jeśli szybko czegoś z tym nie zrobię... Nie, no pięknie! Zaczęło padać. Szybko zamieniło się w to ulewę, której nie widziałem od lat. Okropność. Na szczęście niedaleko była pusta jaskinia. Powlokłem się tam, i zostawiając za sobą ślad z krwi, dotarłem, przemoczony do suchej nitki. Jednak... O kurw*. Nie byłem sam w tej jaskini. Za mną usłyszałem warczenie. Obruciłem sie powoli, starając nie wzbudzać strachu lub złości istoty, która jest za mną, i zobaczyłem niedźwiedzia. Rzuciłem się do ucieczki, bo co innego miałem zrobić? Niedźwiedź ruszył za mną, i mnie doganiał. Nie łatwo było biec z raną, i to w deszczu, przez kałuże, któe zrobiły się dość duże. Nagle zobaczyłem mały przesmyk przez góry, gdzie niedźwiedź się nie zmieści. Byłem uratowany! Wturlałem się między przesmyk, co okazało się błędem. Było tu pełno ostrych kamieni, na które się nadziałem. Au, mój biedny bok... Już prawie wykrawiłem. O kurcze. Jeśli szybko z tym czegoś nie zrobię - nie miałem do tego miejsca, ani materiałów - to wykrawię na śmierć. Brakowało mi tylko jednego - ujżeć przed sobą... Winda, którego właśnie me niesczęsne oczy ujrzały. Ja to mam pecha...
Wind? (Następne opo nadejdzie jutro, jestem zmęczony...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz