Wstałam wcześnie rano. Była chyba 5.00. Dzień zapowiadał się pogodnie, przez mgłę już przedzierało się słońce. Ależ było cicho...wszyscy jeszcze zapewne spali, słychać było tylko wiatr i radosne ćwierkanie ptaków. Postanowiłam iść na spacer. Podziwiałam więc krajobraz, wsłuchiwałam się w odgłosy przyrody. Nie patrzyłam pod nogi i to mnie zgubiło. W pewnym momencie, nie wiem jak to wytłumaczyć...ziemia się zapadła, a ja spadłam w jakiś ogromny dół. Cała potłuczona nie miałam sił by wstać i się wydostać, wołałam więc o pomoc, ale kto mógł mi pomóc? Bardzo oddaliłam się od watahy, nikt mnie zapewne nie słyszał. Różne rzeczy przychodziły mi do głowy, może będę tu siedziała uwięziona kilka dni? Może nikt mnie nie usłyszy aż umrę z głodu? A może Valixy przewidzi, że tu jestem? Traciłam nadzieję i z trudem opanowywałam moją psychikę. Gdy spojrzałam przed siebie okazało się, że ten dół to jaskinia. Przypominała wielki labirynt z którego nie sposób było wyjść. I tak jak przeczuwałam, był już wieczór, więc prawie cały dzień tu spędziłam. Gdy zasnęłam śniło mi się, że błądzę w tym labiryncie, aż nagle widzę światło, a tam stoi Kaito.
- Kaito! Pomóż! - krzyczałam przez sen, aż mój własny krzyk mnie obudził. Byłam głodna, ranna i traciłam nadzieję. Nigdy nie zapomnę tej strasznej nocy! Rankiem gdy się obudziłam usłyszałam jakby jakiś ptak wzbijał się do lotu.
- Ktoś tam jest? - spytałam
- Ja... - odparł słaby głosik
- A kim jesteś? Pomożesz mi się wydostać?
- Nietoperzem, ale nie pomogę. Mam złamane skrzydło i dlatego rodzina odleciała beze mnie! - zapłakał, mnie też ogarnął smutek bardziej niż kiedykolwiek. Znowu zbliżał się kolejny wieczór, a ja miałam już ochotę umrzeć, gdy nagle przez dziurę którą wpadłam wypatrzyłam szczeniaka! To chyba była Sasha! Teraz znowu nabrałam nadzieję, że zawoła inne wilki i wyciągnie mnie oraz tego małego nietoperza.
- Sasha! Sasha! - krzyczałam jak najgłośniej
Sasha? (wena chyba powoli wraca)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz