Śmiało szłam na przód, choć łapa nadal bolała. Starałam się o nim nie
myśleć. Miałam nadzieję, że wówczas będę odczuwać go o wiele mniej
dotkliwie. Milczałam. Nie chciałam wdawać się w zbędne dyskusje, mimo iż
wiedziałam, że to niezbyt grzeczne. Liczyło się zdrowie Thei. Po chwili
byliśmy już w watasze. Kręciło się tu mnóstwo wilków. Podeszłam do
jednego z nich.
- Przepraszam, nie wiesz, gdzie mogę tu znaleźć medyka? Potrzebuję
pomocy - zapytałam i wskazałam na leżącego bezwładnie na moim grzbiecie
ptaka.
- Oczywiście, chodźcie za mną - odrzekł.
Zajęło nam chwilę, zanim dotarliśmy do niewielkiej jaskini.
- Mechete, ktoś tu potrzebuje twojej pomocy - zawołał wilk - przewodnik.
Podeszłam bliżej i położyłam biedną Theę obok medyka.
- Jest ranna, proszę pomóż jej.
Basior uważnie oglądał moją towarzyszkę. Bałam się, co powie. Sama, najlepiej, jak mogłam, ukrywałam ranę na swojej łapie.
- Zostawcie mnie samego - powiedział tylko.
Razem z Thornem wyszliśmy więc na zewnątrz. Chodziłam nerwowo w tę i z
powrotem. Nie potrafiłam się opanować. Trzęsłam się z zimna, strachu,
głodu.
- Może lepiej usiądź - doradził basior.
Zrobiłam, jak polecił. Byłam bardzo zmęczona.
- Tak lepiej, prawda? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Chyba powinnaś się przespać. Wyglądasz na wyczerpaną. W dodatku ta rana. Ktoś musi ją obejrzeć - zauważył.
- Nie, dam radę. Muszę się dowiedzieć, co z nią.
- Tak na pewno jej nie pomożesz. Wypocznij - stwierdził.
Spojrzałam na niego. Może warto go posłuchać. Obserwowałam co dłuższą
chwilę. On też nie wyglądał najlepiej. Pomógł mi tak bardzo, a sam ledwo
stał na łapach.
- Dobrze, pójdę spać, ale pod warunkiem, że ty też się zdrzemniesz - uśmiechnęłam się.
- Skoro to jedyny sposób... Zgoda.
- W takim razie dobranoc - powiedziałam i zamknęłam oczy.
Nie potrzebowałam nawet pięciu minut. W ułamku sekundy odpłynęłam do
krainy snów. Nie przypuszczałam, że naprawdę byłam aż tak zmęczona.
~*~*~
Rozwarłam powieki. Musiało być bardzo wcześnie rano, ale mimo to byłam
wyspana. Spojrzałam na Thorne'a. Basior spał smacznie. Nie chciałam go
budzić, więc wstałam i weszłam do jaskini. Medyk szukał czegoś, mimo to
podeszłam do niego.
- Co z nią? - zapytałam.
- Na razie możesz do niej zajrzeć. Potem muszę z tobą porozmawiać, teraz jestem zajęty - odpowiedział.
Udałam się więc do Thei.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- Bardziej żywa niż parę godzin temu - chciała, by to brzmiało jak żart, ale ja się nawet nie uśmiechnęłam.
- Martwiłam się - powiedziałam cicho.
- Wiem, wiem. Sama tu dotarłaś czy ktoś ci pomógł?
- Właściwie to... - zaczęłam.
- Quinn, jesteś tu? - usłyszałam znajomy głos.
Chwilę potem zobaczyłam Thorne'a.
- Ooo, znalazłem cię. Mechete chce pilnie z tobą rozmawiać - oznajmił.
- Ale ja właśnie...
- Idź, to pewnie ważne - przerwała mi Thea.
Skinęłam głową i ruszyłam za basiorem.
- Sprawa jest poważna. Ten ptak ma w sobie jakąś truciznę. Niestety, nie
mam przy sobie odpowiedniego zioła, by coś na to zadziałać. Dlatego mam
prośbę. Udajcie się do Niebieskiego Lasu. W jednej z tamtejszych jaskiń
rośnie biało - niebieski kwiat, a strzeże go pradawny smok. Odszukaj
dobrą jaskinię, przekonaj zwierzę, że zasługujesz na tę roślinę i
przynieś mi ją. Dopiero wtedy będę mógł ją wyleczyć - oznajmił, po czym
udał się znów do swoich obowiązków.
Ja od razu chciałam ruszyć, ale zatrzymał mnie Thorne.
- A co z twoją raną? - zapytał.
Odruchowo uniosłam łapę, ale nie poczułam żadnego bólu. Zilustrowałam kończynę. Była zdrowa! Jak to możliwe?
- Chyba już po problemie - uśmiechnęłam się sama do siebie.
Ponownie skierowałam się w stronę wyjścia, ale nagle gwałtownie przystanęłam.
- Nie chciałbyś pójść ze mną? Przyda mi się pomoc - zapytałam nieśmiało.
<Thorne?>