Władczyni żywiołów, mistyczna istota o nadzwyczajnych umiejętnościach,
potrafiąca opanować wiele żywiołów, mocy i zdolności. Znana także jako
Tajemnicza Uzdrowicielka, Najsilniejsza z Wojowniczek, Królowa.
Przyznam, że zawsze wyobrażałam ją sobie jako piękną nimfę o
porcelanowej cerze i długich włosach do ziemi, grającej na lirze i
spędzającej całe dnie w swym małym królestwie nad jeziorem.
Władczynią żywiołów okazała się być Valixy, alfa watahy, do której
dopiero co dołączyłam. Czułam się trochę niezręcznie, siedząc tuż obok
niej i rozmawiając z nią, ot tak, jakbyśmy znały się od dawna. Gdyby
ktoś kiedyś powiedział mi, że spotkam Władczynię na własną rękę, i to w
takim momencie, wyśmiałabym go. Jednak to, co teraz się działo, było w
stu procentach prawdziwe.
Valixy posiadała zastępczynię, ale jej zastępczyni prawdopodobnie nie
wiedziała o tym, że nią jest, a po wymigiwaniu się wadery od odpowiedzi
miałam wrażenie, że i ona nie jest co do tego pewna.
Pomimo, że na początku okropnie zazdrościłam fioletowej wilczycy, teraz
emocje nieco opadły i nie widziałam w jej umiejętnościach samych zalet.
Bycie taką potężną istotą musi być przerażająco... nudne. Gdy nie można
już się doskonalić, bo we wszystkim jest się najlepszym, gdy niemożliwe
jest dalsze odkrywanie siebie, bo posiada się już wszystko. Pojawiło
się we mnie jakieś dziwne uczucie... Może trochę jej współczułam?
Stwierdziłam, że nie chciałabym takiego życia.
Wolałam moje drobne iskry, które czasem przeradzały się w silniejsze
wyładowania. Wolałam moje szczypanie po łapach i parzenie jeleni od
posiadania wszystkiego. Chciwość nie była w moim stylu.
Milczałam od dłuższego czasu, więc w końcu odezwała się Valixy.
(Valixy, co dalej?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz